sobota, 1 stycznia 2011

Michael Jackson wywiad

Romantyczne związki i bycie ranionym Kobiety i zaufanie – Lisa Marie Presley oraz żony braci

Shmuley Boteach: Co sądzisz o mężczyznach, którzy nie są wierni swoim żonom?
Michael Jackson: Nie uważam tego za nic dobrego. Jednak rozumiem to. Wiem, że to dziwna odpowiedź.
SB: Kobiety wciąż się w tobie zakochują, jesteś megagwiazdą, może dlatego nie potępiasz niewiernych mężczyzn, bo doskonale wiesz, ze czasem one jakby same kuszą?
MJ: Nie potępiam, bo czasem jest tak, że kobiety potrafią bardzo unieszczęśliwić mężczyznę. Mogłem się temu przyglądać na przykładzie moich braci. Widziałem ich, jak opłakali, łzy spływały im po policzkach, jak rwali trawniki przed domem we frustracji, którą powodowały ich żony.
SB: Uważasz, że wielu z ich żon zależało bardziej na karierze niż na nich samych?
MJ: Oczywiście. Chodziło im o ich pieniądze. Dlatego postanowiłem sobie, że nigdy się nie ożenię. Wytrzymałem najdłużej. Zostałem w domu dopóki nie miałem jakichś dwudziestu siedmiu czy ośmiu lat.
SB: Może m.in. w Lisie Marie przyciągało cię to, że sama miała pieniądze, była sławna i nie musiałeś się zastanawiać, czy nie zależy jej na tobie z niesłusznych powodów.
MJ: Oczywiście, [po rozwodzie] nie wzięła ani centa. Nie chciała nic. Z pamiątek po Elvisie każdego roku zarabia jakiś milion dolarów, sprzedaje te rzeczy, działa na własny rachunek. Wiesz, nie zależało jej, żeby coś zabrać.
[Kiedy Michael wypowiadał się o Lisie Marii, zawsze mówił o niej z szacunkiem i uznaniem, z jednym wyjątkiem, kiedy opowiadał mi o tym, jak chciała, by związał się ze Scjentologami i stała się w tym nachalna – SB.]
SB: Ale to oznacza, że w zasadzie na świecie istniała tylko jedna dziewczyna, którą mogłeś poślubić, bo każda nawet bogata i tak chciałaby cię poślubić choćby tylko dla nazwiska. A ty potrzebowałeś kogoś i z pieniędzmi i nazwiskiem. Mógłbyś ewentualnie wybierać między Presleyem a McCartneyem czy coś w tym rodzaju.
MJ: Wiem. Lisa była wspaniała. Była uroczą osobą. Mnie jednak trudno przy sobie uwiązać. Nie mogę długo zostać w jednym miejscu, dlatego nawet nie wiem, czy byłbym w stanie w ogóle całkowicie i na zawsze żyć w małżeństwie.
SB: Chciałeś być ojcem jej dzieci?
MJ: Tak.
SB: Utrzymujesz z nimi wciąż kontakt?
MJ: Tak, z nią też.
SB: Jednak małżeństwo jest czymś co za bardzo ogranicza?
MJ: Tak. Nie wiem, czy jestem człowiekiem na tyle zdyscyplinowanym, jestem bardzo niespokojną duszą. Prowadzę takie życie, w którym wciąż się gdzieś przemieszam, a kobiety tego nie lubią. Chcą osiąść gdzieś w jednym miejscu, a ja wciąż jestem w ruchu. Nawet kiedy jestem w mieście, gdzie jest mój dom, melduję się w hotelu, żeby choć mieć to wrażenie, że gdzieś wyjeżdżam. Mój dom jest właśnie tam. Jestem osobą, która chyba wciąż musi gdzieś wyjeżdżać.
SB: Przyzwyczaiłeś się do tego. To jest twój styl życia.
MJ: Uwielbiam wciąż być w ruchu, kocham to.
SB: Co mi imponuje, to fakt, że wszędzie, gdzie jeździsz, zabierasz ze sobą swoje dzieci. Zmieniasz miejsce pobytu, ale jakby cały twój dom jeździ z tobą. Prince i Paris nie są niepewni tego, gdzie jest ich miejsce, dlatego, że ich źródło bezpieczeństwa jest zawsze przy nich. Co jednak z rodzinami, które nie mają ku temu wystarczających środków, a większości przypadków tak właśnie jest. Nie mogą sobie pozwolić, by latać z dziećmi po całym świecie. Biznesmeni, którzy muszą podróżować wybierają klasę ekonomiczną, ledwo opłacając koszty własnego przelotu, zwykle nie mogą zabrać ze sobą dzieci. Nie powinni więc podróżować?
MJ: Przykro mi z powodu ich dzieci. Przykro mi z powodu ich dzieci. Zawsze pytam pilotów i stewardessy, jak oni to wytrzymują? Dzieci cierpią. Z całą pewnością. Cierpią.
SB: Jeśli w rezultacie twoich działań twoje dzieci miałyby cierpieć, nie robiłbyś tego, prawda? Ale robisz to, bo masz środki, by zabierać je ze sobą wszędzie tam, gdzie sam się znajdujesz.
MJ: Nie mógłbym ranić ich w ten sposób.
SB: Może chciałbyś znaleźć dla nich kogoś takiego, jak Rose Fine, kogoś, kto byłby dla nich jak matka?
MJ: To byłoby miłe. Urocze. Jeśli ta osoba byłaby tak całkowicie szczera, jak Rose Fine, która by im czytała, uczyła je, przekazywała właściwe wartości, uczyła, że nie ma żadnych różnic, że wszyscy jesteśmy takimi samymi ludźmi. Zawsze wycierała moją buzię, nie rozumiałem dlaczego. Wciąż powtarzała, że mam piękne ręce. A ja pytałem, „Czy one u wszystkich nie wyglądają tak samo?” Teraz jednak wiem, o co jej chodziło, bo sam zachowuję się tak wobec moich dzieci. Głaszczę je po buzi tak po prostu, bo są urocze. [śmiech] A nigdy nie rozumiałem, dlaczego ona tak robiła. Później dorastasz i zdajesz sobie sprawę, że to najwspanialsza rzecz, jaką można komuś powiedzieć, „Kocham cię.”

Związki z kobiecymi gwiazdami, które skończyły się źle – Madonna i inne

[Zapytałem Michaela o jego sławnych przyjaciół. Dlaczego mógł kontaktować się z nimi częściej niż z tymi, którzy nie byli celebrytami?]
MJ: Tak, ale tak naprawdę nie mam wielu przyjaciół w Hollywood. Tylko kilku.
SB: Ale dlaczego? Dlaczego nie spędzasz więcej czasu z innymi gwiazdami?
MJ: Ponieważ nie uważam, że są prawdziwymi (szczerymi) ludźmi. Kochają być w centrum uwagi, nic mnie z nimi nie łączy. Chcą chodzić do klubów, później siedzą razem i piją mocne likiery, palą marihuanę i robią te wszystkie szalone rzeczy, których sam nigdy bym nie zrobił. Nie mamy ze sobą nic wspólnego. Pamiętasz, co ci kiedyś powiedziałem? Madonna wyskoczyła do mnie, zanim wyszliśmy razem. „Nie idę do Disneylandu, jasne? To odpada.” Odpowiedziałem, „Ale przecież nie zapraszałem cię do Disneylandu.” Odpowiedziała, „Pójdziemy do restauracji, a później do baru ze striptizem.” Z kolei ja na to, „Nie pójdę do takiego klubu.” Kluby pełne transwestytów! Później napisała o mnie jakieś podłe rzeczy w prasie, na co odpowiedziałem, że okazała się być złośliwą wiedźmą, po tym, jak byłem dla niej tak miły. Opowiadałem ci o tym, jak siedzieliśmy razem w restauracji, kiedy podeszły do nas jakieś dzieci. „Oh mój Boże, Michael Jackson i Madonna. Czy możemy prosić was o autografy?” Odpowiedziała, „Wynoście się stąd. Zostawcie nas.” Powiedziałem do niej, „Nigdy nie waż się mówić do dzieci w taki sposób.” A ona, „Zamknij się”, „Sama się zamknij.” Tak dokładnie było. Później wyszliśmy jeszcze raz razem, na rozdanie nagród, to nie jest miła osoba. Muszę to przyznać. Nie jest miła.
SB: A ludzie wokół ciebie sądzili, że to ważne, by widywano was razem?
MJ: Nie mieli o tym pojęcia. To było tylko i wyłącznie między nami.
SB: Zaryzykowałeś więc, ale nie wyszło?
MJ: Tak, dałem jej szansę tak samo, jak daję ją każdej innej osobie.
SB: W zasadzie więc dostrzegłeś, że wartości, które wyznajesz nie pasują do tych, którymi kieruje się większość osób w Hollywood?
MJ: Nie, oni robią tyle szalonych rzeczy, które mnie zupełnie nie obchodzą, a wtedy, kiedy byłem z Madonną ona interesowała się tymi książkami, miała całą bibliotekę książek, a w nich kobiety przywiązane do ścian. Rzuciła, „Uwielbiam książki o dawaniu klapsów” [dosł. spanky books] Dlaczego miałbym chcieć je oglądać?
SB: Uważam, że bardzo wiele z tego to jej wizerunek. Powiedziała kiedyś coś takiego, że bardziej od seksu woli przeczytać jakąś dobrą książkę. Myślę, że inne wulgarne zachowania to część skandalicznego wizerunku, który stara się zachowywać.
MJ: Kłamie [o tym, że nad seks, woli czytanie książek]. Wiem, co mówię. Nie wiem za to, czy naprawdę się zmieniła, czy tylko stara się wszystkich przekonać, że tak właśnie jest.
SB: Dlaczego więc opowiada te wszystkie podłe rzeczy?
MJ: Uważam, że lubi szokować i wie, jak manipulować innymi. Chyba naprawdę była we mnie zakochana, z mojej strony to nie była jednak miłość. Zrobiła wiele szalonych rzeczy i tak to się skończyło. Wiedziałem, że nic nas nie łączyło. Jednak jestem całkiem pewny, że człowiek się zmienia, kiedy ma dzieci. Nie wiem, na ile ona się zmieniła. Jestem pewny, że jest teraz lepszą osobą.
SB: Ma dwójkę dzieci.
MJ: Tak, wiem. A co byś powiedział, gdyby zadzwoniła do ciebie i opowiadała, że wkłada sobie palec między nogi. Mówiłem, „Oh, Madonna, proszę.” A ona, „Kiedy się rozłączę chciałabym, żebyś pocierał się i myślał o mnie.” Takie właśnie rzeczy opowiadała. Naprawdę. A później, kiedy się spotykaliśmy opowiadała, „To jest ten palec, którego wczoraj używałam.” Całkowicie szalona, poza wszelką kontrolą.
SB: Ciebie jednak wychowano w przekonaniu, że sprawy dotyczące związków powinna otaczać skromność... Wartości, w których cię wychowano są podobne do tych żydowskich. Rzeczy, które mówiła Madonna tylko na początku szokują. Później staje się to monotonnym i nudnym. Dlatego musi ciągle wymyślać coś nowego, coraz bardziej szokować, żeby tylko podtrzymywać zainteresowanie swoją osobą. Kiedy ktoś cały czas pokazuje swoje piersi, ludzie przestają na nie patrzeć. Uważasz, że to coś wulgarnego?
MJ: To, co robi? Oczywiście. Wcale nie jest seksowna. Uważam, że seksowność wypływa z serca, ze sposobu, w jaki ktoś się prezentuje.
SB: Spotkałeś kiedyś kobietę, która zwracałaby na siebie uwagę swoją skromnością?
MJ: Tak. Nie podobają mi się kobiety, które ciągle mówią: „Muszę sobie zrobić paznokcie. Muszę zrobić pedicure. Potrzebuję manicure”. Nienawidzę tego. Podoba mi się, kiedy dziewczyny są bardziej chłopięce. Kiedy się siłują, wspinają na drzewa. .. Uwielbiam to. To jest dla mnie bardziej sexy. Ale podoba mi się też klasa. Klasa jest wszystkim
SB: A jeśli kobieta chodzi wkoło z wielkim dekoltem, który odsłania...
MJ: Takie podobają się Frankowi.
[Michael wskazał na Franka Cascio, który siedział obok nas. Wszyscy śmialiśmy się – SB.]
SB: Mężczyzna może chcieć tak po prostu seksu z kobietą. To jednak nie oznacza, że się w takiej tak po prostu zakocha.
MJ: Oczywiście, będzie chciał się jej przyjrzeć. Ja zakochuję się w niewinności, rozmawialiśmy o tym z Frankiem.
SB: Czy spotkałeś kiedyś kobietę, która byłaby tak niewinna, czy raczej generalnie uważasz, że dzisiejsze pokolenie wielbi kobiety, które jej nie szanują, które nie chronią swojej niewinności?
MJ: Chciałbym taką spotkać.
SB: Gwiazdy mogą stać się celem dla osób, które mogą się z nimi żenić ze złych pobudek, dla ich pieniędzy, dla nazwiska. Ale nie wie się tego, że ktoś, kto się tobą interesuje ma nieczyste intencje.
MJ: Tego się nie wie.
SB: Dawni rabini mawiali, że słowa, które pochodzą z serca, trafiają do serc. Takiej szczerości nie można udawać. Nie możesz o kimś powiedzieć, że udaje uczucia, jeśli ma je w sobie.
MJ: To nie jest takie proste, bo dziś kobietom łatwiej przychodzi udawanie takich rzeczy. Naprawdę łatwo. Są łagodne. Zajrzyj do Biblii. To kobiety sprowadziły na dno najbardziej potężnych mężczyzn tylko z uwagi na to, co miały między nogami. Samson, nikt nie mógł ściąć jego włosów, a ten chciał się kochać z Dalią.
SB: Monika Lewinsky i Clinton... czego nikt nie dostrzega to fakt, że to ona na niego polowała, co oczywiście nie usprawiedliwia Clintona, ale ona też nie pozostaje bez winy.
MJ: Czy nie mówiłem ci tego już wcześniej? Jedna kobieta wyrządziła temu prezydentowi tyle zła. Do czego może się posunąć kobieta, by starać się i naprawdę zranić prezydenta? Zobacz, co spowodowała i dlatego nie podzielam zdania Barbary Walters, bo to ona tu podżegała. Dzięki niej to było we wszystkich stacjach. Chciała dziś tu przyjść, ale to odwołałem.

MJ: Nie podobają mi się dzisiejsze kluby, przerabiałem to wszystko, kiedy miałem jedenaście, osiem, siedem, sześć lat. Wszczynano bijatyki, ludzie rzucali czym się dało, wrzeszczeli, krzyczeli, wyły policyjne syreny. Ojciec nigdy nie pozwalał, byśmy brali w tym udział, mieliśmy tylko wystąpić i wyjść. Ale czasem, by to zrobić, trzeba było utknąć na chwilę w tym wariactwie. Wszystko to widziałem. Kobieta, która pojawiała się na scenie, kiedy Jacksonowie byli jeszcze mali i zapowiadała, „A teraz Mali Jackson 5”, była tą samą, która zdejmowała z siebie wszystkie ubrania. Rzucała bielizną w publiczność, mężczyźni ją łapali i wąchali. Wszystko to widziałem. Nazywała się Rose Marie, zakładała na piersi te rzeczy, kręciła nimi i odkrywała wszystko. Więc, kiedy miałem szesnaście czy siedemnaście lat i chłopacy mówili „Chodźmy do klubu”, odpowiadałem „Zwariowaliście?” A oni, „Chyba ty zwariowałeś? Poderwiemy dziewczyny, napijemy się.” Ja już to przerabiałem. Robiłem to, kiedy byłem dzieckiem. Teraz chcę być częścią tego życia, którego nie miałem wcześniej. Zabierzcie mnie do Disneylandu, zabierzcie mnie tam, gdzie dzieje się magia.


Samotność, pragnienie posiadania dzieci i wątpliwości Lisy Marii Presley

Shmuley Boteach: Pozwól, że zapytam cię o samotność. Gdziekolwiek nie podróżujesz, dzięki Bogu, zabierasz ze sobą całe swoje otoczenie. Ludzi, którzy są z tobą od dłuższego czasu, Franka, Skipa [w tym czasie ochroniarz Michaela, uprzejmy i porządny człowiek z Nowego Orleanu]. Ale to wciąż nie jest to samo niż jakbyś miał żonę czy coś w tym rodzaju. Nie czujesz się samotnym? Czy może tyle dzieje się w twoim życiu, że nie masz czasu na samotność?
Michael Jackson: Samotny w sensie, że bez żony? Bez towarzyszki życia? O to ci chodzi?
SB: Tak.
MJ: Mam za sobą dwa potworne rozwody, dopiero co zakończył się drugi. Nawet będąc jeszcze w małżeństwie, kładąc się do łóżka cierpiałem. Cierpiałem. Wczorajszej nocy również płakałem, kiedy kładłem się spać, w ogóle nie spałem dobrze. Shmuley, płaczę, bo czuję... ja nie staram się tu, mówię szczerą prawdę, jeśli mi nie wierzysz, możesz zapytać Franka. Czułem ból cierpiących dzieci, tak potwornie mnie to boli. Dlatego starałem się dotrzeć do każdego dziecka, o którym wiedziałem, że cierpi, od [Michael wspomina o małej dziewczynce, która walczyła z rakiem, którą wraz z jej rodzicami poznał u mnie w domu – SB.] po Gavina. Próbowałem jakby nie wiem, zadzwonić, wybierałem numer, zadzwoniłem do niej [do tej dziewczynki] do domu, powiedzieli mi, że umarła. To mnie boli. Ale, Shnyley, wydaje mi się, że stąd właśnie bierze się moja prawdziwa miłość. Jeśli mogę pomóc w taki sposób, to mi wystarcza, nie potrzebuję innej [romantycznej miłości]. Wiesz, jeśli gdzieś spotykam jakąś dziewczynę, która mi się podoba, a takich jest wcale niemało, to wspaniale. To znaczy wiesz, umówię się z nią czy coś. Nie ma w tym nic złego. Pamiętam jednego wieczora Jennifer Lopez wyglądała niesamowicie pięknie, naprawdę. Byłem w szoku, bo nigdy nie myślałem, że... Wyglądała dobrze [Michael śmieje się mówiąc to]
SB: Dałeś sobie spokój w poszukiwaniach kobiety, która mogłaby cię zrozumieć? Wydaje mi się, że myślisz, że dzieci mogą znacznie lepiej cię zrozumieć.
MJ: Żonie nie łatwo byłoby ze mną żyć. Nie łatwo się ze mną żyje, wiem o tym. Dlatego, że cały mój czasy oddaję innym ludziom. Oddaję go dzieciom, oddaję go chorym, muzyce. A kobiety chcą być w centrum. Pamiętam, jak Lisa Marie mówiła, „Nie jestem meblem, nie jestem meblem. Nie możesz po prostu....” Odpowiadałem, „Nie chcę, żebyś tak się czuła,” a później wiesz, zadzwoniła jakaś mała chora dziewczynka, Lisa się wściekała, rozłączała. A wiesz, Shmuley, czuję, że to moja misja. Muszę to robić.
SB: A co, jeśli znalazłbyś kobietę, która byłaby tak niezwykle łagodna?
MJ: Jak Matka Teresa czy Lady Diana, albo... Byłoby wspaniale. Byłoby idealnie.
SB: Czułbyś się lepiej, gdybyś mógł dzielić to z kimś, nie robić tego samemu?
MJ: Oczywiście, Lisa była wspaniała, kiedy odwiedzała ze mną szpitale, to było urocze. Oni tam przywiązywali dzieci do łóżek, wiązali je. Odwiązywaliśmy je... uwalnialiśmy e dzieci. Nienawidziłem tego, będąc ze mną mogła zobaczyć wiele tej niesprawiedliwości. W Rumunii, w Pradze w Czechosłowacji, w Rosji. Powinieneś był widzieć to, co oni robili tam z dziećmi... byłbyś w szoku. Przywiązują je do ścian, jakby były zwierzętami, śpią nago brudne, posikane. To potwornie smutne, coś takiego doprowadza mnie do szaleństwa. Więc kupowaliśmy im ubrania, zabawki, dawaliśmy im miłość. Kocham je, więc wracałem, odwiedzałem je, przytulałem, chciałem każde z nich zabrać ze sobą do Neverlandu.
SB: Kiedy zaczynałeś karierę dziecięcej gwiazdy, zdawałeś sobie sprawę z tego, że twoje dzieciństwo powoli wymyka ci się z rąk? W wieku ośmiu lat wygrałeś konkurs. W 1964 roku wybrano cię głównym wokalistą rodzinnego zespołu. Czułeś się tym podekscytowany czy bardziej zmartwiony? Myślałeś sobie, „Co to dalej będzie? Do czego to doprowadzi?”
MJ: Nie myślałem o tym. Nie myślałem o przyszłości. Żyłem każdym dniem. Wiedziałem, że chciałem zostać gwiazdą. Chciałem robić te rzeczy, które uszczęśliwiałyby innych.
SB: Zdawałeś sobie sprawę z tego, jaką cenę przyjdzie ci za to zapłacić, jeśli chodzi o dzieciństwo?
MJ: Nie. Zupełnie.
[Dzwoni telefon. Michael rozmawia z szefem Sony Records, Tommym Motolla, który zaprosił Michaela na swój ślub. Michael mówi, że chce usiąść tam, gdzie zespół, żeby mógł rzucać w Tommiego orzeszkami. Myślę sobie „Zabawa i żarty u Michaela nie mają końca.”]
MJ do telefonu: Powiedz im, żeby pozwolili, by muzyka sama do nich przemówiła, a nie, wiesz, od razu się tym zajmować. Niech przesłuchają tego kilka razy i pozwolą, by melodia powstała sama. O to chodzi, niech muzyka sama do nich przemówi. Dobrze? Do widzenia.
SB: Masz takie marzenie, żeby kiedyś wszystkie dzieci mogłyby przyjechać do Neverlandu i żyć tam długo i szczęśliwie
MJ: Tak.
SB: I jeśli miałbyś na to środki, naprawdę zrobiłbyś....
MJ: Zrobiłbym to, Shmuley. Zrobiłbym. Bardzo bym chciał.
SB: Lisa Marie przynajmniej towarzyszyła ci podczas wizyt w szpitalach. Nie miała żadnych oporów, żeby tam z tobą chodzić i ze współczuciem dawać im miłość, sprawiać, by czuły się wyjątkowo?
MJ: Nie miała żadnych oporów jeśli chodzi o to, jednak mieliśmy za sobą kilka ostrych kłótni, ona jest bardzo zaborcza jeśli chodzi o jej własne dzieci. Najbardziej troszczyła się o swoje dzieci... odpowiadałem, „Nie, wszystkie dzieci są nasze,” nie lubiła, kiedy tak mówiłem. Bardzo się wtedy złościła. Do tego, kiedyś starliśmy się w związku z historią dwóch chłopców, którzy w Londynie zabili kolegę, a ja chciałem ich odwiedzić, po tym, jak królowa zgodziła się na sądzenie ich jak dorosłych i dostali dożywocie. Mieli dziesięć, jedenaście lat, chciałem odwiedzić ich w więzieniu. Powiedziała, „Jesteś idiotą. Nagradzasz ich za to, co zrobili.” Odpowiedziałem, „Założę się, że jeśli prześledziłabyś historię ich życia, dowiedziałabyś się, że wychowywali się bez rodziców, że nie zaznali miłości, nikt ich nie przytulał, nie mówił patrząc im w oczy 'Kocham cię.' Zasłużyli na to, nawet jeśli mają spędzić resztę życia za kratami, chcę im tylko powiedzieć, że ich kocham, przytulić.” A ona, „Nie masz racji.” „Nie, to ty nie masz racji”, odpowiadałem. A później pojawiły się informacje, że faktycznie pochodzili z rozbitych rodzin, nikt nie zwracał na nich uwagi, kiedy byli mali. Zamiast smoczka mieli filmy o 'Chucky'm” z bijatykami i zabijaniem. Stąd to się wszystko wzięło, przywykli do tego.
SB: Przyznała później, że miałeś rację?
MJ: Nie, ona myśli, że nagradzam złe dzieci.
SB: Chciała, żebyś był ojcem dla jej dzieci?
MJ: Kiedyś ją o to zapytano. W programie telewizyjnym. Odpowiedziała, „Nie, one mają ojca. Ich ojcem jest Keogh,” jej poprzedni facet. Jednak dla jej dzieci byłem bardzo dobry. Każdego dnia coś im przynosiłem, czekały na mnie w oknie, przytulały się. Kocham je. Bardzo za nimi tęsknię.
SB: Przyzwyczaiła się do życia w Neverland czy to miejsce było dla niej zbytnią izolacją?
MJ: Lisa nie mieszkała w Neverland. Odwiedzaliśmy Neverland... Mieszkałem u niej i co jakiś czas odwiedzaliśmy Neverland. Coś jak pełne zabawy, długie weekendy.
SB: Podobało się to jej dzieciom?
MJ: Żartujesz? Były wniebowzięte.
SB: Byłeś szczęśliwym, mogąc im pokazywać to miejsce?
MJ: Mm hmm.
SB: Nabrało ono dla ciebie nagle jakiegoś większego znaczenia, bo miałeś rodzinę, której mogłeś je pokazać?
MJ: Tak, tak. To miejsce jest wręcz stworzone dla rodzin, dla ich spotkań, gdzie ludzie odnajdują się dzięki miłości, duchowi zabawy i naturze. Neverland zbliża rodziny. Ma uzdrawiającą moc.
SB: Skoro tak idealizujesz obraz rodziny, czy przechodzenie przez rozwód było dla ciebie ciężkim przeżyciem?
MJ: Który?
SB: Z Lisą.
MJ: Czy był dla mnie ciężki?
SB: Przeczuwałeś, że to się tak skończy? Widzisz, moi rodzice rozwiedli się, kiedy miałem osiem lat. Dlatego naprawdę i szczerze idealizowałem romantyzm małżeństwa.
MJ: Naprawdę?
SB: Oh, całkowicie. Wszystkie moje książki są o małżeństwie. Dlatego, że nie mogłem sobie poradzić z...
MJ: Naprawdę więc wierzysz w małżeństwo i wszystko to wokół niego?
SB: To rzecz, w którą wierzę najmocniej na świecie. Wierzę w rodzinę, naprawdę.
MJ: Ja również, Shmuley.
SB: To coś, czego nigdy nie zaznałem. W jednej ze swoich książek w temacie małżeństwa napisałem nawet o tobie, to było jeszcze, kiedy nie przypuszczałem, że kiedyś się poznamy. Rozdział pierwszy, sam początek. Jak się zaczyna? „W naszych sercach kryje się wielka i potężna tajemnica. Z samolotu wysiada Michael Jackson, czeka na niego trzydzieści tysięcy fanów. Czuje się wyjątkowo silny. Wszyscy z podekscytowaniem krzyczą jego imię. Urwali się z pracy, by pozdrowić i zgotować mu owację. A później z tego samego samolotu wysiada pan Jones. Nie czeka na niego trzydzieści tysięcy osób. W zasadzie jest tylko jedna osoba, pani Jones, która na niego czeka. Kiedy wszyscy przechodzą obok, kiedy obok przechodzi nawet Michael Jackson – ona wszystkich ignoruje. Dla niej pan Jones jest ważniejszy niż największa gwiazda muzyki na świecie”
Użyłem cię jako przykładu, by pokazać jak małżeństwo pozwala ludziom czuć się jak gwiazdy. Mówiąc inaczej – dla mojej żony to ja jestem gwiazdą. Czeka, kiedy wrócę do domu, na ścianie wisi moje zdjęcie, rozumiesz? Dla niej to ja jestem tą szczególną osobą. W życiu to, czego potrzebujesz to jeden prawdziwy fan.
MJ: Racja.
SB: Tą tajemnicą jest to, że nie potrzebujesz trzydziestu tysięcy fanów, stu tysięcy. Masz ich, Michael. Jednak na palcach jednej ręki można policzyć ludzi, którzy mają to samo. Istotą małżeństwa jest to, że ma się jednego fana. Wielkiego fana, dla którego jest się najważniejszym. I tylko tego potrzeba. Jednego szczerego i kochającego fana, który kocha cię za to kim jesteś bardziej niż dziesiątki tysięcy ludzi, którzy kochają cię za to, co robisz. To była pierwsza myśl w najważniejszej książce, jaką kiedykolwiek napisałem, 'Kosher Sex'.
MJ: To piękne, Shmuley, Dziękuję.
SB: Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że kiedyś cię poznam, ale rozmawialiśmy o tym. Podczas każdego wykładu na ten temat na całym świecie padało twoje nazwisko. Innymi słowy, o co mi chodziło to, że w małżeństwie możesz sprawić, żeby druga osoba poczuła się jak supergwiazda, jak Michael Jackson.
MJ: To piękne.
SB: Mocno wierzę w małżeństwo. Kiedy więc zaczęło rozpadać się twoje małżeństwo z Lisą, był to dla ciebie trudny czas? Twój idealny obraz rodziny, tego, w co wierzyłeś, budowanie rodziny, której zawsze chciałeś, zwłaszcza, że wiedziałeś...
MJ: Chciałem mieś dzieci, a ona nie.
SB: Ona uważała, że już ma swoje dzieci.
MJ: Tak, a obiecała mi zanim się pobraliśmy, że pierwszą rzeczą po ślubie, o którą zadbamy będą własne dzieci. Tak potwornie ich chciałem, że ze złamanym sercem snułem się wokół, nosząc na rękach małe lalki i płakałem. Zawsze byłem zdecydowany, żeby mieć dzieci. Bardzo się zawiodłem, kiedy nie dotrzymała słowa, rozumiesz? Po rozwodzie spędzała dużo czasu z moją mamą. Mam jeszcze wszystkie te listy, w których pisała, „Dam ci dziewiątkę dzieci. Zrobię wszystko, czego chcesz,” prasa oczywiście nie zna tych historii, miesiącami jeszcze próbowała, ale ja byłem wtedy zbyt zawzięty. Nie dopuszczałem do siebie żadnych myśli związanych z tą sytuacją.
SB: Myślała więc, że jeszcze do siebie wrócicie?
MJ: Uh huh.
SB: Głównym powodem były więc dzieci?
MJ: Oczywiście.
SB: Chodziło o to, że ona miała swoje dzieci.
MJ: Miała swoje a ja chciałem, żebyśmy czuli się jak jedna wielka rodzina i mieli ich jeszcze więcej. Po prostu... marzę o tym, żeby mieć dziewiątkę lub dziesiątkę dzieci, tego pragnę.
SB: Wciąż jeszcze jesteś bardzo młody. Myślisz, że tak będzie?
MJ: Tak.
SB: Ale to oznacza kolejne małżeństwo?
MJ: Tak.
SB: Cieszy cię ta myśl?
MJ: Uh huh... może adoptuję.
SB: Może to jest tak Michael, że przyciągasz do siebie niewłaściwe kobiety dlatego, że jesteś gwiazdą?
MJ: To trudne. Dlatego to takie trudne, to dla mnie bardzo trudne. Gwiazdom nie łatwo jest być w małżeństwie.
SB: Myślisz, że tak naprawdę mógłbyś poślubić tylko inną gwiazdę, która nie potrzebowała by cię tak bardzo?
MJ: Uważam, że to pomaga. Rozumieją przez co przechodzisz. Same przez to przeszły.
SB: Pomagają, ale mają przy tym słuszne intencje, prawda?
MJ: Tak, nie zależy im, rozumiesz? Ani na tym, co zrobiłeś [na pieniądzach] rozumiesz?
SB: Racja, racja.

[*ogólna uwaga dotycząca książki: tłumaczone są tylko rozmowy, bez komentarzy autora. Ponadto, w oryginale jasno widać, że często naprowadza on Michaela do jakiegoś stwierdzenia, przerywa jego wypowiedzi, przez co można czasem odnieść wrażenie, że Michael mówi nieco dziwnie]

żródło :http://mjtranslate.com/pl/chapters/६०४
मिचेल जच्क्सों